Cisza

CISZA – CYRKUMAMBULACJA

AUTOR: TOMASZ J. JASIŃSKI


nagłówkowy 2-small

Jest takie doświadczenie ciszy co budzi niepokój. Czasem coś może nieustannie odbierać nam mowę. Ktoś może z nami uporczywie milczeć. W takich chwilach zdarza się, że zamarzamy. Takie chwile często wpychają nas w doświadczenie bezradności, lecz mogą też mieć efekt wyzwalający. Mogą w nas wyzwolić uważność na to, co się dzieje, otworzyć możliwość innego rozumienia, bez potrzeby odwołania do pojęć identyfikacji lub oporu, uwolnić nas od ich ciężaru znaczeniowego. Pojawia się pytanie: czy można rozumieć ciszę inaczej niż tylko jako coś, czego należy się tak czy inaczej pozbyć? Uwalniając się od terroryzującego przymusu mówienia możemy otworzyć przestrzeń odkrywania subtelnych, głębokich komunikatów. Tak się na przykład dzieje w terapii w piaskownicy. Tam cisza odzyskuje swój inny wymiar: sakralny, pomieszczający, tajemniczy i nieznany. Warto pobawić się ideą ciszy pojętą jako istotna część analitycznego przedsięwzięcia.

Cisza leży po drugiej stronie procesu komunikowania się. Jest jak ciemna strona księżyca.  Zaczyna się w nieobecności słów. Ale czym ona naprawdę jest: czy jest komunikatem czy też jego brakiem? Czy cisza może być zjawiskiem międzyosobowym, czy też nieuchronnie wpycha nas w „polarne tchnienie głuszy[1]?  Psychoanaliza to coś więcej niż dwie osoby, które tworzą czy  dzielą jakąś przestrzeń. Albowiem to przestrzeń, która się wyłania, angażuje zanurzone w niej osoby w służbę transformacji. Pośród wielu biegunowości w tej przestrzeni jest i ta, która rozciąga się pomiędzy coniunctio i separatio. Choć cisza bywa jednocząca, to potrafi też nieść ból rozdzielenia i odosobnienia.

Cisza ma wiele wymiarów tak, że można ją czytać na różne sposoby. Niektóre są ukierunkowane i funkcjonalne, jak na przykład psychoanalityczny namysł nad milczeniem pacjenta lub nad funkcją cichej receptywności analityka. Można ciszę analizować w taki sposób i takich sposobów jej czytania w psychoanalitycznym piśmiennictwie pod dostatkiem. Niezupełnie o taką ciszę mi chodzi. Chodzi mi o ciszę, jako o zjawisko w sobie, a nie jako funkcję czegokolwiek. Harry Wilmer pisze, że nie można powołać ciszy do istnienia. Zgadzam się z nim. Wytwarzać możemy jedynie mniej lub bardziej znaczący hałas. Moim zdaniem idea stwarzania ciszy nie ma w ogóle racji bytu, jako że cisza jest odwieczna. W tym znaczeniu nie tylko jest istotną częścią procesu, lecz czymś więcej – jego podstawą. Gdy umiemy tak na nią spojrzeć, sednem naszej postawy staje się troska o niewykluczenie ciszy tak, aby proces mógł się toczyć.

Wtedy naszym celem niekiedy jest odpór ataków hałasu, cierpliwe przeczekiwanie konwersacyjnych potoków do momentu, gdy coś innego zacznie się wyłaniać. Cisza związana jest nieuchronnie z czekaniem. W odniesieniu do tak podstawowego znaczenia ciszy w polu analitycznym, umysł racjonalny napotyka problemy:

  • Czym naprawdę jest cisza i jak można ją pojąć?
  • Paradoks ciszy: jak ją wyrazić w słowach?
  • Czy istnieją symbole ciszy i jak je zlokalizować w przestrzeni symbolicznej?
  • Jaka jest funkcja ciszy w odniesieniu do procesu analitycznego?

Przestrzeń mogłaby być jednym z synonimów ciszy, gdyby nie fakt, że w obliczu czegoś bez-wymiarowego jakakolwiek metafora przestrzenna kuleje. Nie sądzę, abyśmy naprawdę mogli symbolicznie objąć naturę ciszy. Nie wydaje się również, że można naprawdę mówić o ciszy jako takiej. Zarówno przestrzeń, jak i cisza, jako takie są puste. Są jak Koany, określone przez to, czym nie są. W pewnym sensie cisza jest nawet bardziej pusta niż przestrzeń. Definicje ciszy są negatywne, całkiem jak apofatyczne określenia Boga. Jak rozpoznaje Wilmer, nie możemy sobie wyobrazić ciszy, albowiem wy-obrażanie zakłada istnienie jakiegoś obrazu. Tymczasem nie dysponujemy obrazem „niczego”. A jednak: żadne „coś” nie mogłoby istnieć bez „ni-coś-ci”. To jest, jak się wydaje, podstawowy paradoks ciszy. W kulturze zachodniej nie ma prostego sposobu na jej pozytywne opisanie. Inaczej rzecz się ma na wschodzie, gdzie przestrzeń i pustka są kultywowane. Na przykład w Japonii istnieje pojęcie MA. MAZgodnie z wyrażającym je ideogramem, MA znaczy „coś ważnego pomiędzy”, co jest odniesieniem do pustej przestrzeni, do luki. Jak zauważa Wilmer, staliśmy się współcześnie gatunkiem „wypełniaczy luk”; rzeczy, słowa, dźwięki, światła. Jesteśmy dziećmi i wnukami oświecenia. To prawda, że jako istoty psychiczne jesteśmy bytami zorientowanymi ku światłu. Lecz świat współczesny zdaje się być coraz bardziej gnany ku światłu. Staliśmy się zanieczyszczeni światłem, które nas napędza. Czy jesteśmy jeszcze w stanie poczuć ciężar słów alchemika, który mówi: kiedy ujrzysz jak twoja substancja czernieje, uraduj się?!

Cisza intryguje swoją niezrozumiałością. W sytuacji klinicznej może być tyleż witana z radością co stanowić wyzwanie. Ma wiele twarzy: może łączyć lub dzielić, może być pożądana lub może budzić przerażenie, może więc być przedmiotem miłości lub nienawiści. Czasem najważniejsze, aby ją zachować. Czasem kluczowe jest przełamanie jej uroku, ponieważ bywa jak zaklęcie. W trakcie analitycznej godziny, siedząc na przeciwko drugiej osoby, cisza tak czy inaczej fascynuje.

Kiedy staje się nie do zniesienia, potrzeba jej rozerwania może się pojawić po obu stronach. W tak skrajnej sytuacji myśli się o ciszy jako o czymś niepożądanym, czymś do pokonania. Jednak demoniczność ciszy nie musi nieuchronnie prowadzić do jej negatywizacji. Cisza bowiem, gdy demoniczna, może prowadzić ku doświadczeniu numinosum, czyli takiemu, które z definicji jest okropne, a więc par excellence archetypowe[2].

Czy cisza jest więc czymś archetypowym? Sądzę, że nie. Trudno mi wyobrazić sobie archetyp ciszy. Zwykle o archetypie myśli się jako o czymś dosięgalnym za pomocą jakiegoś języka, już to słów, już to obrazów. Jako taki jest natomiast niepoznawalny. Poznać go można jedynie za pośrednictwem symboli i obrazów mających naturę fizyczną lub psychiczną. Sądzę, że z ciszą jest inaczej. Zastanawiam się, czy możemy w ogóle mówić o symbolach ciszy? Może bezpieczniej byłoby mówić o jej punktach odniesienia? Być może na archetypową naturę ciszy wskazuje fakt jej odwieczności. Jest ona bowiem czymś na początku i czymś na końcu. Rzeczy mają w niej swój początek i kończą się w ciszy. Począwszy od życia, poprzez różne życiowe doświadczenia, włączając w to i proces analityczny. Cisza poprzedza pierwszy krzyk. Pozostaje po ostatnim oddechu. Jest równie obecna przed pojawieniem się pacjenta, co w śladzie, który pacjent pozostawia za sobą wychodząc. Cisza jest nieuchronna strukturalnie we wszystkim co robimy i co nam się przydarza. Lecz nasz świat jest również wypełniony hałasem. Nawet więc, gdy tęsknimy do ciszy, niekiedy nie wiemy, co z nią zrobić. Cisza może obrócić na nas twarz przeraźliwą, a wtedy przestajemy czuć się bezpiecznie. Może sprawić, że chcemy jej uniknąć, uciec od niej. Lecz gdyby nie cisza, nie moglibyśmy się komunikować. Potok słów nie miałby bowiem niezbędnej struktury nadającej znaczenie aktowi komunikacji. Cisza, jak koryto, obejmuje go i prowadzi. Z drugiej strony, słowa mogą być równie brutalne jak cisza. Można być zasypanym przez niekończący się strumień słów. Jest to doświadczenie równie nie do wytrzymania jak takie, w którym jesteśmy traktowani ciszą. Oba tworzą w istocie rodzaj biegunowych przeciwieństw, jak dwie strony jednej monety. Cisza, podobnie jak hałas, może mieć wartość pozytywną i negatywną. Jednak z fenomenologicznego punktu widzenia, ona po prostu jest. Jest zjawiskiem, tak jak piorun jest zjawiskiem burzy[3].

Znamy różne symbole i punkty odniesienia. Większość z nich jest złożona. Są jednak i takie proste, podstawowe, o których też warto pamiętać. Takie podstawowe odniesienia można znaleźć w encyklopediach. Znajdujemy tam obrazy ciszy takie, jakie pojawiają się w naukach o języku i w języku znaków:

    ·                         ―                         |

Warto poświęcić im uwagę. Są tak podstawowe, że wyrażają coś podstawowego na temat natury ciszy. Opisują jej różne aspekty, w zależności od tego, który z nich przeważa, odsyłając nas jednocześnie dalej. Pierwszy z nich to kropka – punkt. Odwołuje się do czegoś pierwotnego: podstawy istnienia, numeru 1, rdzenia jaźni, i tak dalej. Wskazuje na odwieczną naturę ciszy. Drugi to linia pozioma. Reprezentuje wiązanie, połączenie, wspólnotę. Jest jak podstawowy obraz mostu i jako taki prowadzi do idei funkcji transcendentnej. Trzeci, to linia pionowa. Może prezentować rozdział, podzielenie, w sensie pozytywnym i negatywnym. W znaczeniu pozytywnym odwołuje się do procesów różnicowania, które są wymogiem dalszej integracji. Na przykład do zjawiska podziału komórkowego, a w ten sposób do idei wzrostu i rozwoju. W znaczeniu negatywnym odwołuje się do stanów niepowiązania, odłączenia, pociągających za sobą brak integracji, rozłam, samotność, izolację.

Wszystkie trzy można połączyć w określoną całość. Wszystkie są bowiem potrzebne w procesie tworzenia i integracji przebiegającym od pierwotnej do finalnej jedności. W połączeniu tworzą one razem obraz krzyża z punktem umieszczonym w centrum – symbol dynamicznej jedności.

HermesWśród archetypowych postaci związanych z ciszą powtarza się pewien motyw. Jest to gest przykładania palca do ust. To rodzaj dictum, aby nie mówić, aby zachować milczenie. Przedstawia się w ten sposób różne postaci w różnych tradycjach. Jedną z nich jest hermetyczna tradycja alchemii, w której Hermes skojarzony jest z ciszą. Psychologicznie rzecz biorąc, jest on kojarzony z procesem analitycznym w ogóle. Sensowne jest więc zacząć eksplorowanie ciszy w jej związkach z leczniczą aktywnością psychiki od niego.

Hermes jest posłańcem bogów, kojarzonym z językiem i procesem komunikowania się. Ponieważ jego natura jest zasadniczo podwójna i paradoksalna, bywa kojarzony zarówno z mową jak i z ciszą. Innymi słowy, Hermes komunikuje się dwojako. Jak zauważył Michael Whan, „Można powiedzieć, że Hermes jest w każdej ciszy o tyle, o ile cisza jest komunikacją[4].

Whan pisze o hermetycznej ciszy i odnosi się w tym do procesu alchemicznego. To właśnie w alchemii Hermes przedstawiany jest z palcem na ustach. W hermetycznej ciszy obecna jest jakość czegoś podstawowego i zasadniczego: „nawet jeśli cisza jest domeną objawienia związaną z innym bóstwem, to i tak jest robotą Hermesa, boga-pośrednika, który czyni z niej zrozumiały komunikat[5].

Whan powiada, że hermetyczna przestrzeń analitycznego naczynia ma naturę zasadniczo pograniczną. Tym samym jest niejednoznaczna. Hermes, z racji swojej podwójności, reprezentuje oba aspekty: mowę i ciszę, światło i mrok, wiedzę i nieznane, wspólnotę i samotność. Whan zaczerpnął od Junga pojęcie refleksji w półmroku, aby opisać nastrój zadumy, jaki Hermes wnosi w analityczną godzinę. Jak pisze, w psychiatrii taki nastrój zwykle kojarzy się z „przyćmieniem świadomości, wybuchami agresywnej furii, stanami fugi tak, jak się ich doświadcza w przypadkach epilepsji, psychozy czy histerii[6]. Ale te nastroje półmroku „mają również aspekt leczący[7]. To się wiąże z koncepcją cichej inkubacji, znanej z mitologii Asklepiosa. Tam proces leczenia skojarzony jest z nocą i ze spaniem. Jak to zauważa Wilmer, śnienie to, ogólnie rzecz biorąc, cicha aktywność.

Gdy w trakcie sesji analitycznej cisza wydłuża się, może to oznaczać obecność Hermesa. Zaś on bywa niespieszny, umiarkowany jak temperatura alchemicznego naczynia. Ono nie może być ani za gorące ani za zimne, jeśli ma w nim powstać lapis. Często wraz z przedłużającą się i nieprzemijalną ciszą wnosi on także senność czy ospałość. Senność w gabinecie analityka wskazuje na dużą ilość nieświadomego materiału. Często bywa uznawana za opór pacjenta przeciwko bolesnym i niemile widzianym treściom.  Lecz senność może po prostu wskazywać, że coś wznosi się ku powierzchni. Czyż idei oporu nie można równie dobrze widzieć jako oporu analityka przed potrzebą pacjenta: nieświadomą potrzebą podążenia za nim do wnętrza tego dusznego kotła? I czy w takim razie niektórych przypadków uporczywej produkcji słownych interpretacji nie można by zobaczyć jako sposobów na odstraszenie związanego z tym lęku, który przeżywa analityk?

W powieści niejakiego Williama Hope Hodgsona, zatytułowanej „Dom na pograniczu”, główny bohater ma widzenie, w którym dociera do swoistej ziemi niczyjej. Jego wizja ma numinotyczny charakter. Bohater opisuje świat, w którym się znalazł, jako zatopiony w ciszy. Przed rozpoznaniem jakichkolwiek szczegółów i mieszkańców dalszej krainy, wkracza on w obszar nieskończonej równiny, którą opisuje jako „równinę Ciszy”, pozbawioną poczucia granic i czasu. Powiada: „Spadłem oto i stałem tam, otoczony ogromem pustkowia samotności. Okolica spowita była posępnym półmrokiem, dającym wrażenie niewymownej pustki.[8]

Pograniczność hermetycznej ciszy ma swoje ważne implikacje. Odnosi nas bowiem do obszaru okolic analitycznego dyskursu. Innymi słowy prowokuje skupienie uwagi raczej na tym, co dzieje się wokół rozmowy. Jest to więc obszar aluzji, monosylab i komunikacji niewerbalnej.  To miejsce zadumy i wyobrażeń będących w delikatnym procesie formowania, który tak łatwo można zniszczyć przedwczesnymi słowami. Jak zwraca uwagę Jung:

To, co odbywa się pomiędzy światłem i ciemnością… ma swój udział po obu stronach i może podlegać osądowi równie dobrze z lewa jak i z prawa, nie czyniąc nas przez to ani odrobinę mądrzejszymi… niesie również w sobie ponowne przeżywanie…. tego półmroku, którego rozumienie możemy odnaleźć tylko w delikatnej empatii, i który nadmiar klarowności może jedynie rozproszyć[9].

Uważność na ciszę daje nam szczególną możliwość towarzyszenia obszarowi relacji związanemu z przeniesieniem i przeciwprzeniesieniem, w którym kompleksy wyłaniają się na powierzchnię. Podnoszą one temperaturę tak, że w owym ponownym przeżywaniu dokonuje się proces przemiany. Nie ma doświadczenia kompleksu psychicznego bez jakiegoś rodzaju obniżenia poziomu świadomości. Gdy do tego dochodzi, uczestnicy wkraczają w przestrzeń półmroku. Powiedzieć za dużo i za wcześnie, zawraca uwagę na poziom ego, wykluczając możliwość głębszej przemiany.

Przestrzeń ciszy, z natury pograniczna, to obszar tego, co nie tylko jest nieznane, lecz również chaotyczne i niezróżnicowane. Mitologicznie rzecz biorąc, należy do domeny najwcześniejszych stadiów stworzenia. Ziemię niczyją, opuszczoną przez ludzi, zamieszkują demony. Psychologicznie ujmując, jest to przestrzeń psychotycznych sektorów psychiki. Może więc budzić intensywne i wstrząsające emocje: trwogę, strach, furię, prowokując potrzebę obrony. Wykracza jednak zarazem poza domenę ego, i może umożliwić wyłonienie się głębszych warstw psychiki, prowadząc do doświadczenia jaźni. Sądzę, że to możliwe nawet, gdy cisza nie jest przestrzenią komunikacji. Niehermetyczny aspekt ciszy można zobaczyć z innej archetypowej perspektywy, być może pierwotniejszej. Aby to nakreślić, odwołam się do mitologii stworzenia.

Zdaje mi się, że większość mitów nie ma tu wiele do powiedzenia na temat stanu początkowego, stanu przed stworzeniem. Jeśli zaś ma, to często w formie niejasnych aluzji. Jest to zrozumiałe, ponieważ w jakimś sensie stan „przed stworzeniem” jest niepojęty, nie do pomyślenia, a więc i nienazywalny.

Wilmer odwołuje się do metafory próżni. Powiada, że „próżnia mogłaby być modelem dla konwencjonalnej definicji ciszy jako ‘przestrzeni pozbawionej dźwięku’[10], tak jak próżnia jest przestrzenią bez materii. Pisze on, że „byłoby to bliskie ciszy w sposób sztuczny odgraniczonej przestrzenią[11].

W wielu mitach stworzenia świat stwarzany jest dźwiękiem lub słowem – jest wypowiadany. Cóż więc było przez dźwiękiem? W mitologii greckiej był tam Chaos, który określany jest jako „nieprzebrana pustka”, z której wyłoniła się pierwsza bogini – Gaja. W mitach Mezopotamii, w sumeryjskim panteonie bogów znajdujemy Nammu („Wody Pierwotne”), pierwszą boginię, która stworzyła świat. W należącym do tej samej grupy chaldejskim micie stworzenia znajdujemy odniesienie do okresu sprzed jej wyłonienia się, który również jest Chaosem.

W tradycji wedyjskiej, znajdujemy Vac („Mowę”) jako coś istniejącego na początku, przed wszelkim stworzeniem, i co zainicjowało proces kosmogoniczny. W rig-wedyjskim hymnie Devi-Sukta przedstawia się ona sama w następujący sposób: „Na wierzchołku świata rodzę ojca. Mój początek jest w Wodach, w oceanie.[12] W Atharva-Weda powiedziane jest, że urodziła się ona w otchłani, i stamtąd wzniosła się na szczyt Kosmosu. Te wody i otchłań są symbolami pierwotnej potęgi, chaosu, z którego wyłonił się kosmos.

W egipskim micie stworzenia znajdujemy uderzające podobieństwo do procesu wypowiadania świata znanym z judeo-chrześcijańskiej tradycji. W tych mitach również powiedziane jest, że świat został stworzony ex nihilo dzięki mocy słów.

Zawarty jest w tym implicite element nicości, będący przed początkiem. O tyle, o ile przed Kosmosem powołanym poprzez dźwięk był Chaos, można zaproponować obraz pierwotnej ciszy będącej przed pojawieniem się dźwięku. W Księdze Rodzaju „na początku Bóg Stworzył Niebo i Ziemię”. Można zapytać: co było przedtem? W ewangelii Św. Jana czytamy, że na początku było Słowo. Można się zastanawiać, co było przed Słowem?

Wydaje się, że przed pierwszym aktem stworzenia była cisza. Nieskończone morze niezróżnicowania było ciche. Trudno znaleźć bezpośredni punkt odniesienia w pismach ortodoksji, można go jednak odnaleźć w historiach apokryficznych. W walentyńskim micie gnostycznym pojawia się istota zwane Sige. Greckie słowo Σιγή znaczy “cisza”.  Ona jest tą, która była przed stworzeniem. Pierwotna żeńska siła, jak gdyby „babka” wszystkich rzeczy. Ona jest matką Sofii, którą znamy również jako Hokhma, Sapientia, Duch Święty, Mądrość, i która według Gnostyków jest Matką Wszystkiego. Sige jest więc Ciszą na początku, zwaną również Wielką Ciszą, Pustką, wieczną Ciszą która była przed wszystkim, i która zostanie, gdy wszystko się skończy. Nazywano ją przestrzenią otaczającą gwiazdy. W tym znaczeniu cisza otacza wszystko i wszystko jest w niej pogrążone.

AngeronaJej rzymską odpowiedniczką jest Angerona. Podczas, gdy Sige opisywana była jako cisza na początku, Angerona może być wiązana z ciszą końca. W jednej ze swoich funkcji była strażniczką ukrytego imienia miasta Rzym. Tajemnego imienia się nie wypowiada. Idea, że zarówno ci, którzy nie wiedzą, jak i ci którzy wiedzą, nie mówią, łączy ją z motywem inicjacji. Po uzyskaniu dostępu do doświadczenia misteriów, inicjowanemu nie wolno było o tym mówić. Związany był ślubem milczenia. Tak więc opuszczając świątynię, mijał posąg Angerony trzymającej palec na ustach, przypominającej mu o złożonym ślubie.

HarpokratesW mitologii rzymskiej męskim odpowiednikiem Angerony jest Harpokrates. Jest on potomkiem egipskiego bóstwa Heru-pa-chared, Horusa Młodszego. Przedstawiany był dwojako: jako chłopiec ssący kciuk lub trzymający palec na ustach. Jak dziś się uważa, ten drugi obraz został w czasach późniejszych niesłusznie zidentyfikowany przez greckich i rzymskich poetów z ciszą. Uważa się, że oryginalny hieroglif oznaczał po prostu „dziecko”. Nawet, jeśli historycznie rzecz biorąc była to fałszywa identyfikacja, to w sensie symbolicznym oba te obrazy wskazują znaczenie postaci. Czyż mogłoby to być odniesienie do procesu wyłaniania się ku istnieniu: dziecko pogrążone w cichej zadumie? Obraz przypomina mi jednego z moich dziecięcych pacjentów. Ów mały chłopiec, podejmując jakąś szczególnie ważną czynność i słysząc moje próby nazwania tego, kładł palec na ustach mówiąc „sza”, dając mi do zrozumienia, że chce się bawić w ciszy. W takich chwilach czasami wyłączał również światło.

Proces analizy można rozpatrywać w perspektywie inicjacji.[13] Jest to inicjacja w tajemnice psychiki. Jest to proces stawania się – inicjacja w życie. Cisza towarzyszy mu na początku i na końcu. Z początku jest to cisza ignorancji i niezróżnicowania. Na końcu, to cisza wynikająca ze znajomości rzeczy.

Sądzę, że doświadczając ciszy w sytuacji klinicznej, możemy czerpać z tej mitologii i symboliki. Niezależnie od tego jak się pojawia, cisza zawsze z początku jest obecna w gabinecie. Nierzadko należy powstrzymać się od tak zwanej interwencji. Ważne jest rozpoznanie pozytywnego znaczenia tego, co jest, i co może być obecne w trakcie całego procesu. Mówiąc wyobrażeniowo, jest to potrzebne tak jak próżnia zdolna do zassania powietrza, aby para analityczna mogła oddychać. Cisza w gabinecie może oznaczać obecność Siege, pierwotnej Babki wszystkiego, co może się wyłonić. W tym sensie jest ona jak pierwotne naczynie. Odwołując się do metafory alchemicznej, analityczna para uczestniczy w procesie tworzenia naczynia w relacji i poprzez relację. Obydwie osoby uczestniczą w wyłonieniu się interakcyjnego pola. Być może cisza jest naczyniem, które pomieszcza samo pole.

Cisza pojawia się na różnych etapach procesu. Moim zdaniem może wtedy zapowiadać jakieś nowe zdarzenie. Niekiedy Sige przypomina o sobie. Tak jak Hermes może się zapowiadać sennością, tak Sige może znaczyć swoją obecność bezruchem. Uważam, że słuchanie ciszy bez przerywania jej bywa kluczowe. Z początku nie ma nic i to jest trudne, ponieważ bezruch nie jest po prostu brakiem ruchu. W języku alchemicznym, to stan nigredo. To stan, który T.S. Eliot opisał z jasnością i precyzją właściwą tylko poezji:

Powiedziałem do duszy mej, bądź spokojna i pozwól, by ciemność zstąpiła na ciebie,

Bo będzie to ciemność Boga. Jak w teatrze –

Światła zostały zgaszone, by zmienić scenę

Z pustym dudnieniem kulis, z przesunięciem ciemności na ciemność;

I wiemy, że wzgórza i drzewa, daleka panorama

I dumna, imponująca fasada zostały uprzątnięte –

Lub jak w metrze, gdy pociąg zbyt długo stoi pomiędzy stacjami

I rozmowa narasta, a potem z wolna przechodzi w milczenie,

I widzisz poza każdą twarzą coraz głębszą pustkę

I wzrastające przerażenie – że nie ma o czym myśleć;

Lub pod narkozą, gdy umysł jest świadom, lecz świadom niczego;

Powiedziałem do duszy mej, bądź spokojna, czekaj bez nadziei,

Bo byłaby nadzieją niewłaściwych rzeczy; czekaj bez miłości,

Bo byłaby miłością niewłaściwych rzeczy; jest jeszcze wiara,

Lecz wiara, nadzieja i miłość – wszystkie są w oczekiwaniu.

Czekaj bez myśli, bo nie jesteś gotowa do myśli:

Tak że ciemność będzie światłem, a bezruch tańcem.”

Stopniowo coś może wypełnić próżnię. Myśl, uczucie, obraz. Jak zauważa Nathan Schwartz-Salant, analiza nie jest wspólnie śnionym snem, lecz procesem, w którym obaj uczestnicy są zanurzeni, i który śni ich obu. Mówi on o znaczeniu wizji w pracy z pogranicznymi sektorami psychiki, podkreślając jej pomieszczającą moc, nawet gdy nie jest wypowiadana.[14]

W moim doświadczeniu intuicja pomaga orientować się w ciszy. Być może ze wszystkich funkcji psychicznych opisanych przez Junga, intuicja najlepiej sprawdza się w ciemności. Jest użyteczna, gdy usiłuje się zrozumieć doświadczenie pogranicznego obszaru psychiki. Podążanie za intuicją może być jednak zwodnicze i wymaga ostrożności.  Jednocześnie nieodzowny jest określony poziom zaufania w proces i w jego cel. Odwołując się raz jeszcze do Michaela Whana: ”sednem jest czekanie i cierpliwość, tempa nie można wymusić gdyż, jak to powiada Jung, terapeuta jest w służbie procesu”.[15]

Copyright (c) Tomasz J. Jasiński, 2010

Przypisy:

[1] Emily Dickinson, Wiersze, „Jest samotność przestrzeni…”.

[2] Słownikowo “okropny” znaczy:

  1. Taki, który budzi strach, grozę.
  2. Ogromny, olbrzymi, bardzo intensywny.

[3] Według Arystotelesa.

[4] Whan M., „Hermetic Silence in Psychotherapy”, p. 73.

[5] Ibidem.

[6] Whan M., p. 75.

[7] Ibidem.

[8] Hodgson, W.H. (1996), The House on The Borderland, Running Press, p. 11.

[9] After: Whan M., op. cit., p. 75.

[10] Wilmer, H (2000), Quest for Silence, Daimon Verlag: Switzerland, p. 56.

[11] Ibidem.

[12] „Werbalne mity kosmogoniczne. Próba analizy porównawczej”, in: Zeszyty Filozoficzne (10-11), Poznań.

[13] Zob: Henderson J. L. (2005), Thresholds of Initiation, Chiron Publications: Willmette, Illinois, USA.

[14] Schwartz-Salant, N., San Francisco Jung Institute Library, the audio recording of the lecture by Nathan Schwartz-Salant: “Transference/Countertransference and Projective Identification”.

[15] Whan M., op. cit., p. 78.